czwartek, 3 listopada 2016

One Short Story

      "Napisz do mnie, gdy tylko wrócisz, misia. xoxo"
     
Kolejny już raz spojrzałem na wyświetlacz telefonu, gdzie widniała moja ostatnia wiadomość do Mary. Minęło już dziewięć dni, odkąd nie otrzymałem żadnej odpowiedzi od dziewczyny, która w krótkim czasie stała się całym moim światem. I choć jest to znajomość internetowa, rozmawiając z nią czuję się, jakby była obok i uśmiechała się do mnie.
      Wsunąwszy telefon do kieszeni wydałem z siebie westchnienie, po chwili otrzymując od kumpla, Bryana, przez głowę.
      - Stary, ile jeszcze będziesz czekał aż ona napisze? Odpuść sobie, pewnie robiła Cię w konia i teraz zabawia się w najlepsze ze swoim facetem - prychnął, wyciągając z kieszeni kolejnego papierosa.
      Może i mógł mieć rację, ale nie potrafiłem w to uwierzyć. Dzieliliśmy się swoimi tajemnicami, wiedzieliśmy o sobie po prostu wszystko! Jak normalny człowiek mógłby to przekreślić w jednej chwili?
      Potrząsnąłem głową skupiając uwagę na domu po drugiej stronie ulicy. Wczoraj wprowadzili się tam nowi sąsiedzi, bez dzieci, za to z dwoma ogromnymi psami rasy Husky. Wyglądali na bogatych już na pierwszy rzut oka, jednak natychmiast złapali dobry kontakt z moim ojcem, który właśnie pomagał rozładować im kolejną ciężarówkę z ich rzeczami.
W pewnej chwili na podjeździe pojawiło się duże, czarne auto z przyciemnianymi szybami. Ku mojemu zdziwieniu wysiadła z niego młoda, dość niska, blond włosa dziewczyna. Z radością przywitała się z całą trójką, w tym z moim ojcem.
      - Widziałeś ją wczoraj albo dzisiaj, jakoś wcześniej?- zapytałem zaciekawiony, szturchając Bryana łokciem w bok.
      - Nigdy, ale wydaje się być niezła. Może ich córka? Zobacz na jej auto, muszą być naprawdę nadziani - jęknął z zazdrością chłopak, na co zaśmiałem się krótko, widząc, jak błyszczą się mu oczy.

      Dwie godziny później pożegnaliśmy się z kumplem, który wsiadł na swój rower i pojechał do siebie, dwie ulice dalej. Widząc, że ojciec wychodzi z domu sąsiadów, postanowiłem za nim poczekać. Chowając dłonie do kieszeni stanąłem na pierwszym ze schodków, odwzajemniając jego uśmiech.
      - Zamiast tak siedzieć mogliście przyjść nam pomóc. Poznalibyście państwa Stone i ich córkę, Michelle - poczułem, jak klepie mnie po ramieniu, gdy tylko przeszliśmy przez próg domu.
Zdjąłem buty oraz bluzę, wieszając ją w przedpokoju. Nic nie mówiąc poszedłem do kuchni, z której wziąłem z sobą sok i dwie szklanki. Mieszkaliśmy z ojcem sami, gdyż matka zostawiła nas i po prostu rozpłynęła się w powietrzu, dobre trzy lata temu. Usamodzielniliśmy się i żaden z nas nie próbuje jej nawet szukać po tym, jak dowiedzieliśmy się po roku od jej zniknięcia, że uciekła z innym facetem. Dziś mam dwadzieścia lat i czuję się naprawdę dobrze bez niej.
      - Może następnym razem z Tobą pójdziemy, a przynajmniej ja. Ale nie licz na zbyt wiele - postawiłem przed nami szklanki, napełniając je sokiem. Ojciec od razu zaczął przeglądać tv, i tak w sumie mijały nam nasze wspólne wieczory.
      Jakoś przed północą, po dość długiej kąpieli, udałem się na piętro, do swojej sypialni. Zgasiłem światło i podszedłem do okna, by zasłonić rolety, ale coś przykuło moją uwagę. Nie, nie coś, tylko ktoś. Po drugiej stronie ulicy, w domu sąsiadów, na wysokości mojego okna, w pokoju paliło się delikatne światło. Widziałem doskonale, jak blondynka, która dziś przyjechała, przeglądała się w lustrze, stojąc podobnie, jak ja, jedynie w bieliźnie. Jej twarz, mina, przepełnione były smutkiem. Nie wyglądała już tak, jak za dnia. Dokładnie oglądała swoje ciało, z każdej strony. Podobnie, jak ja. Była przepiękna. Jej długie, blond włosy, opadały kaskadami na nagie plecy oraz ramiona. Długie i smukłe nogi wydawały się nie mieć końca, ale... Brakowało mi czegoś. Uśmiechu.
Kręcąc głową sięgnęła do wyłącznika światła, gasząc je całkowicie. Zamyślony oraz zainteresowany tym, co widziałem, ułożyłem się wygodnie w łóżku, zasypiając po bardzo długim czasie.


      Jak co dzień rano, zaraz po przebudzeniu, zjadłem małe śniadanie i założyłem strój do biegania, by już chwilę później mknąć pustymi ulicami naszego miasteczka. W uszach ulubiona muzyka, słońce delikatnie wychylało się zza horyzontu. Mimowolnie na mojej twarzy pojawiał się uśmiech. Czułem, że będzie to udany dzień. Zresztą, jak każdy poprzedni tych wakacji. Już od samego rana męczyły mnie myśli związane z nową sąsiadeczką. Dlaczego patrzyła na swoje odbicie z takim... Obrzydzeniem? Piękna, szczupła, a wręcz chuda dziewczyna o cudownych, długich włosach. Na pewno miała ogromne wzięcie wśród chłopaków.
Zamyślony nagle kogoś przepchnąłem, skręcając za budynek. Ba! Nawet nie przepchnąłem, przerzuciłem jakieś dobre dwa metry. Przerażony natychmiast padłem na kolana wyciągając z uszu słuchawki. Drżącymi rękoma zacząłem zbierać porozrzucane bułki.
      - Cholera, przepraszam!- mruknąłem pod nosem chowając pieczywo to papierowej torby. Dopiero teraz zauważyłem, że przewróciłem żonę nowego sąsiada. Rozbawiona o dziwo kobieta otrzepała spódnicę, śmiejąc się ze mnie. Zdziwiony zmarszczyłem brwi odchodząc krok w bok.
      - Spokojnie, nic się przecież nie stało. Zdarza się.- poklepała mnie po ramieniu i po prostu wyminęła, udając się do auta, które stało na rogu. Okej? Dziwna kobieta. Kręcąc głową ponownie zatraciłem się w swoim świecie, biegnąc do parku.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz